Thursday, August 13, 2009

Zniewoleni przez google

Wielu z nas nie wyobraża sobie życia bez Google. Wyszukiwarka na dobre wtargnęła w nasze życie, a nowe pokolenia uważają ją za coś całkowicie naturalnego. W domu musi być prąd, woda i Internet. A w Internecie Google. Napisanie wypracowania, szybkie przeliczenie jednostek miar, zaplanowanie trasy na urlop, zakupy i przepis na jabłecznik – to i wiele innych rzeczy jest w Google. W ciągu kilku lat stworzył się wart miliony rynek SEO, w którym działają setki firm i tysiące ludzi. Za pracownikami tych firm stoją rodziny, a pozycjonowanie stron stało się normalnym zawodem.

Darmowy produkt wypuszczony do Sieci zarabia miliony dolarów za oceanem i miliony euro na Starym Kontynencie. Wokół darmowego produktu narosły prawdziwe korporacje, a tuż pod nimi znajdują się sklepy internetowe, firmy usługowe, organizacje i społeczności istniejące tylko dzięki Google. Wyobraźmy sobie sytuację, w której Google całkowicie zmienia algorytmy wyszukiwania. Spadają z dnia na dzień sklepy internetowe zatrudniające kilkanaście, kilkadziesiąt osób, firmy usługowe tracą poważny kanał dystrybucji, a pozycjonerzy bezradnie rozkładają ręce. W pierwszej fazie zmian, użytkownicy zaczynają narzekać, że nie potrafią znaleźć tych stron, które jeszcze tu były. Ale Google funkcjonuje nadal i na ich miejscu pojawia się… coś innego. Część użytkowników przechodzi do Binga, mały odsetek wraca do katalogów Onetu czy Gazety, a reszta szuka nowych „ulubionych”. Miesiąc później padają pierwsze sklepy, a umowy o pozycjonowanie są zrywane i agencje SEO zmieniają profil. Katalogi stron nie są już aktualne, bo wiele stron z pierwszej dziesiątki wyników już nie istnieje.
Czarnowidztwo? Science-fiction? Gruba przesada? To tylko pesymistyczna wizja, która w bardzo małym procencie prawdopodobieństwa jest możliwa.
Google niezwykle często wprowadza zmiany – mniejsze lub większe. Część z nich jest zauważana tylko przez wytrawnych Google-surferów, ale są i takie, jak Caffeine. Jest to na razie wersja beta, ale pokazuje, że Google nie jest zadowolone z obecnego stanu wyszukiwarki. To oznacza zmiany. Na razie Caffeine (dostępny pod adresem: www2.sandbox.google.com ) wyświetla zbliżone lub niemal identyczne wyniki, co „stare Google”, ale dokąd projekt będzie zmierzać? Naturalnie do „polepszenia wyników wyszukiwania”.

Konkluzja jest jedna: różne metody pozycjonowania mogą w każdej chwili stać się bezwartościowe, a zatem nie należy stawiać wszystkiego na jednym medium, na które nie mamy żadnego wpływu.

O autorze
Marek Krotecki, publicysta internetowy, freelancer specjalizujący się w edycji i korekcie artykułów. Absolwent Uniwersytetu Śląskiego, współpracujący z wydawnictwami w zakresie korekty tekstów.

http://www.webshock.com.pl/zniewoleni-przez-google/

Tuesday, July 28, 2009

Antywirus

cheap-leonardo.blogspot.com/
To co wiemy na pewno to fakt, że wirusy komputerowe mają już całkiem długą historię. Powstanie wirusów pociągnęło za sobą rozwój rynku antywirusów, czyli programów antywirusowych. Już w latach 80-tych na całym świecie powstało wiele firm produkujących oprogramowanie antywirusowe.

Antywirus - historia z wirusem w tle
autorem artykułu jest Bartek Mroczkowski
Wielu ludzi zastanawia się kiedy powstał pierwszy wirus komputerowy. Naukowcy do tej pory nie są zgodni. Jedni podają, że pierwszy wirus komputerowy jaki powstał nosił nazwę „Brain”, został napisany w 1987 roku. Jego autorzy, dwaj bracia z Pakistanu, zamierzali przy jego użyciu ukarać wszystkich użytkowników posiadających na swoich komputerach nielegalne oprogramowanie. Inni twierdzą, że była nim gra komputerowa – „Darwin”. Jej historia zaczęła się w roku 1962 w amerykańskiej firmie Bell Telephone Laboratories. Gra zawierała w pamięci komputera tak zwanego sędziego sportowego (umpire), który określał reguły i porządek bitwy toczonej między zwalczającymi się programami tworzonymi przez graczy. Programy te mogły śledzić i niszczyć programy przeciwników i, co ważniejsze, rozmnażać się. Gra polegała na usunięciu programów przeciwnika i przejęciu kontroli nad polem bitwy.
To co wiemy na pewno to fakt, że wirusy komputerowe mają już całkiem długą historię. Powstanie wirusów pociągnęło za sobą rozwój rynku antywirusów, czyli programów antywirusowych. Już w latach 80-tych na całym świecie powstało wiele firm produkujących oprogramowanie antywirusowe. Ogólnie były to niewielkie dwu lub trzyosobowe firmy. Antywirusy składały się z prostych skanerów przeprowadzających przeszukiwanie unikatowej sekwencji kodu wirusa. Wraz z rozwojem technologii pojęcie programu antywirusowego (antywirusa) ewoluowało. Obecnie definiuje się je w następujący sposób:
antywirus - program komputerowy którego celem jest wykrywanie, zwalczanie, usuwanie i zabezpieczanie systemu przed wirusami komputerowymi. Programy te umożliwiają również naprawianie (w miarę możliwości) uszkodzeń wywołanych infekcją wirusową. Obecnie jest to najczęściej pakiet programów chroniących komputer przed różnego typu zagrożeniami (antywirus, antyspam, firewall).
Dziś programy antywirusowe zainstalowane są na niemal każdym komputerze. Każdego dnia pobierają za pośrednictwem sieci Internet aktualizację bazy wirusów pozwalające skutecznie chronić komputery użytkowników. Są to bardzo ważne uaktualnienia gdyż z każdym dniem rośnie ilość szkodliwego oprogramowania. Firma McAfee zajmująca się zabezpieczeniami ogłosiła niedawno, że w pierwszej połowie 2009 roku liczba oprogramowania infekującego komputer osiągnęła rekordowy poziom ponad 1.2 mln. Tą samą drogą co aktualizacje antywirusów każdego dnia rozprzestrzeniają się coraz to nowsze i bardziej wyszukane wirusy. Ważne jest by mieć tego świadomość i odpowiednio zabezpieczyć swój komputer. Dobry antywirus to taki, który cały czas jest aktualny, a tym samym gotów rozpoznać obecnie istniejące wirusy. Idealną sytuacją jest by program antywirusowy potrafił rozpoznać wirusy jeszcze nie rozpoznane przez twórców aktualizacji. Mógłby wtedy skutecznie walczyć z wirusami w momencie ich uaktywnienia, zanim twórcy aktualizacji przygotują odpowiednią szczepionkę. Są to tak zwane rozwiązania proaktywne, potrafiące reagować na jeszcze nierozpoznane zagrożenia. Niewątpliwie jest to przyszłość antywirusów.
Tak długo jak będą powstawać wirusy tak długo będzie rozwijał się rynek zabezpieczeń antywirusowych - jest to dość pokaźna gałąź przemysłu IT. W końcu bezpieczeństwo komputerowe to nie tylko program antywirusowy. Istnieje duża grupa rozwiązań mająca zabezpieczyć zgromadzone dane. Dane, które są tak cenne, że należy je strzec za wszelką cenę, przed osobami, które chcą je pozyska w niewłaściwy sposób.

--
Bartek Mroczkowski
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Monday, July 20, 2009

Pliki graficzne

Jaki format zapisu plików graficznych wybrać?


Na pewno zastanawiałeś się kiedyś w jakim formacie zapisać grafikę żeby ją wydrukować, opublikować w Internecie lub zostawić do poprawy. Możliwe, że się pomyliłeś i kląłeś potem na cały dom, że cała robota poszła na marne. Też na początku miałem podobne problemy jednak teraz po kilku latach używania photoshopa nie mam z tym problemów i dlatego postanowiłem podzielić się z tobą wiedzą na temat formatów plików graficznych.

JPG – chyba najpopularniejszy z dostępnych formatów zapisu plików graficznych. Zrzuć zdjęcia ze swojego aparatu i zobacz w jakim są formacie… prawda że jest to JPG? To że zdjęcia robione na aparatach są w formacie JPG nie jest przypadkiem. Otóż pliki JPG są dość mocno skompresowane przez co zajmują mniej miejsca i nadają się do publikacji w Internecie czy do przesyłania emailem. Wadą tego formatu jest utrata jakości podczas manipulacji jego zmniejszania i powiększania.



GIF – ten format również idealnie nadaje się do publikacji w sieci i przesyłania emailem. W przeciwieństwie do jgp w gifach przejścia między kolorami nie są tonalne ale składają się z określonej liczby kolorów (np. 256). Przewagą gifa nad jpgiem jest to, że gif może być zapisany z przezroczystym tłem co nie uda się na pewno z plikiem JPG. Dzięki temu gify używane są często na stronach internetowych gdzie nie zasłaniają tego co znajduje się pod nimi.



PNG – to format, który łączy w sobie zalety plików JPG i gif. To znaczy że przejścia między kolorami są tonalne, a tło jest przezroczyste. Pliki PNG są przeważnie większe od oryginalnych obrazów, ale dzięki swoim zaletom mogą być umieszczane warstwowo na stronie internetowej (warstwowo to znaczy tak że nie przykrywają tego co znajduje się pod nimi).



EPS – pliki zapisane w tym formacie mogą być zarówno rastrowe jak i wektorowe dzięki czemu są bardzo użyteczne i również często używane podczas pracy z grafiką. EPSy są najczęściej używane w wydawnictwach, agencjach reklamowych i artystycznych do tworzenia plików gotowych do druku w drukarni.



TIF – pierwotnie tify były tworzone przez skanery podczas skanowania zdjęć jednak szybko stały się jednym z ulubionych formatów grafików w agencjach reklamowych dzięki temu, że można je odczytać zarówno na pecetach jak i na macach.



PDF- format wymyślony przez firmę adobe czyli tą samą, która stworzyła photoshopa. W tym formacie zapisuje się przeważnie dokumenty w których jest tekst. Większość ebooków i ezinów jest umieszczonych w sieci w postaci pdfów. Zaletą pdfów jest również to, że zachowują warstwy tzn, że plik zapisany w PDF można potem otworzyć w photoshopie i będą na nim zapisane wszystkie warstwy jakie wcześniej stworzyliśmy co umożliwia ponowną obróbkę obrazów.



PSD – format roboczy photoshopa. Dzięki temu że zapiszemy swoją grafikę w formacie psd będziemy mogli do niej wracać i ją przerabiać bez końca ponieważ plik ten zachowuje wszystkie warstwy i efekty jakie zastosowaliśmy do obrazów.






o Autorze


Jakub Kozieł


właściciel i redaktor portalu www.photoshopportal.pl




Artykuł pochodzi z serwisu Albercik.pl - darmowe artykuły na WWW

Wednesday, July 8, 2009

Tworzenie stron

Jeśli wierzyć popularnym czy też obiegowym opiniom tworzenie stron jest zajęciem łatwym, żeby nie powiedzieć banalnym. Do tego nie wymaga specjalistycznej wiedzy bowiem wystarczy jeden z popularnych programów do tworzenia stron. Ponadto sama nauka tej umiejętności jest szybka i przyjemna.

Czy tak jest naprawdę?

Zastanówmy się chwilę nad tym pytaniem. Uzmysłowienie sobie jak skomplikowane i czasochłonne jest tworzenie stron wymaga poznania kilku podstawowych faktów i terminów związanych z procesem jako całością oraz jego poszczególnymi elementami. Zapraszam do uważnego przeczytania poniższego opisu w celu samodzielnego „wyrobienia” sobie obiektywnej opinii.

Tworzenie stron w etapach

W procesie powstawania stron WWW można łatwo wyodrębnić kilka zamkniętych pod zadań, często wykonywanych przez osoby o różnych specjalnościach, talentach i wiedzy.

•analiza przedmiotu jakim ma zajmować się strona, określenie grupy docelowej (odbiorcy serwisu), analiza potrzeb dotyczących aplikacji internetowych

•stworzenie projektu graficznego stron

•przygotowanie projektu funkcjonalnego oraz logiki aplikacji wraz z strukturą bazodanową

•właściwe tworzenie stron na podstawie projektu graficznego, czyli optymalizacja grafiki i cięcie projektu

•integracja aplikacji internetowych ze stroną

•wdrożenie stron na wskazanym publicznym serwerze

•promocja i optymalizacja SEO stron
•utrzymanie i aktualizacja stron
Jak widać ilość etapów jest spora i dość łatwo wywnioskować, że każdy z nich powinien być realizowany przez osoby o innych specjalnościach. Moim zdaniem optymalny team wygląda następująco (kolejność zgodna z kolejnością etapów).

•analityk/handlowiec
•grafik
•analityk/informatyk
•webmaster
•informatyk lub programista
•administrator
•webmaster/pozycjoner
•webmaster
Jak widać zespół składa się przynajmniej z trzech do pięciu osób! Dodatkowo dochodzi koordynacja ich działań oraz bieżący monitoring postępów prac.

Aby cały proces produkcyjny jakim jest tworzenie stron mógł zostać uznany za pełen sukces każdy z przedstawionych kroków musi zostać przeprowadzony z należytą dokładnością i niezbędną wiedzą.

Najczęściej popełnianym błędem jest brak rzeczowej analizy problemu przed jakim stanie cały zespół podczas tworzenia stron. Często analiza wykonywana jest niezbyt dokładnie z pominięciem wielu ważnych elementów co prowadzi rzecz jasna do powstania i nawarstwienia w późniejszych etapach błędów, których z cała pewnością można było uniknąć.

Nie da się ukryć, że znalezienie osoby lub osób, która potrafi profesjonalnie zanalizować problem z uwzględnieniem zarówno specyfiki stron WWW jak i rzeczywistych potrzeb klienta. Powinna być to osoba o dużym poczuciu estetyki oraz posiadająca doświadczenie w tworzeniu użytecznych stron WWW. Osoby te muszą także posiadać wiedzę informatyczną, by móc dobrze zanalizować i zaprojektować potrzebne aplikacje webowe. Oczywiście rozwiązaniem problemu jest stworzenie zespołu analitycznego, jednak podnosi to koszty całego przedsięwzięcia.

Podczas analizy stron WWW powinny powstać:

•szkic logiczny projektu

•specyfikacja funkcjonalności

•specyfikacja rozwiązań nawigacyjnych
Kolejnym elementem niezbędnym przy powstawaniu stron WWW jest projekt graficzny. Tu akurat dość łatwo określić kryteria, którym musi sprostać grafik. Bardzo istotne jest poczucie estetyki i wiedza na temat funkcjonowania stron www oraz co tu ukrywać znać specyfikę jakiej wymaga tworzenie stron dla współczesnego odbiorcy. Błędy wygenerowane podczas powstawania projektu mogą skutecznie utrudnić lub zrujnować tworzenie stron. Obecnie bardzo często projekty graficzne stron WWW są wykorzystywane do wdrażania sklepów internetowych, systemów CMS itp. warto więc, żeby projekt graficzny ułatwiał proces wdrożenia do wybranego oprogramowania lub systemu.

Właściwe tworzenie stron realizowane jest przez webmastera, niemniej powinno odbywać się pod nadzorem analityka i najlepiej informatyka, którzy dokładnie znają zadania przed jakimi będą stawiane tworzone strony WWW. Ważne jest by webmaster znał nie tylko podstawy tworzenia i optymalizacji stron, ale przede wszystkim posiadał gruntowną wiedzę na temat języka HTML, styli CSS i kodowania w javascript. Nie wolno także zapominać o walidacji kodu, jest to kluczowy element procesu jakim jest tworzenie stron. Walidacja stron pomaga stworzyć strony WWW zgodne z wszystkimi wyszukiwarkami i przeglądarkami internetowymi. Tworzenie stron z błędami składniowymi to duże obciążenie dla silnika przeglądarki i zdarza się, że mechanizmy „pomijania” błędów zaimplementowane w wyszukiwarce, nie są w stanie sobie z tym poradzić.

Wkrótce opiszę pozostałe etapy i pułapki jakie czyhają na programistów, wdrożeniowców i webmasterów.

O autorze
Od 1999 mam związek ze światem internetu oraz tworzenia i promowania stron internetowych. Po pracy zajmuje się pisaniem i publikowaniem poradników dotyczących szeroko rozumianego SEO, e-commerce itp
http://www.webshock.com.pl/tworzenie-stron-w-kilku-krokach/

Friday, May 29, 2009

z czego oszczędzać?


zdjęcia do ilustracji postów na blogu już od 3 zl tutaj

Nie mam pieniędzy , żeby oszczędzać! -Bzdura...
autorem artykułu jest Paweł Stopka
Dlaczego blisko połowa polaków zapiera się stwierdzeniem : ... " nie mam pieniędzy, nie stać mnie na oszczędzanie" ?. Dlaczego dążymy do zwiększania majątku , do bogacenia się , do coraz to większej konsumpcji, bez oglądania się za siebie?.
Wiadomo, iż wysoka konsumpcja społeczeństwa zwiększa wzrost gospodarczy i każdy w minimalnym procencie zyskuje na takich zjawiskach, większy popyt idzie w parze z rozwinięciem podmiotów gospodarczych , lepszą zdolnością kredytową dla firm( np. nowe inwestycje) oraz zwiększaniem zatrudnienia. Większość wówczas , mówi że ma pieniądze, że 75% swojego budżetu rodzinnego wydaje na konsumpcję bieżącą, a co będzie jak przyjdą te gorsze dni? a co będzie jak dojdzie do sytuacji niespodziewanej i nieoczekiwanej, gdzie może wówczas jedna sytuacja będzie miała ogromny wpływ na nasz rodzinny budżet, na naszą płynność finansową?.
To co widać dzisiaj , większość banków podwyższa opłaty i prowizje za swoje usługi, a TY?.....pozwól, że sam się domyślę- NIC. Czy nie czas żeby zweryfikować swoje zobowiązania i wydatki, wobec instytucji finansowych, wobec innych podmiotów których satysfakcjonuje bierność klientów na zmiany. W dobie kryzysu i wysokiej konkurencji, może warto zadbać o swoje codzienne wydatki, i prostą analizę strat i zysków z każdej wydanej złotówki?.
Boimy się, jesteśmy leniwi lub nie posiadamy wiedzy, chęci do zmian. Kiedyś jeden bank reklamował w swoim spocie telewizyjnym, iż jest nowoczesny- nie tak stary jak pozostałe" tzw. bankozaury", oczywiście nie będę interpretował teraz akurat jakości i funkcjonalności jego usług, ale chciałem zauważyć iż ten przekaz idealnie nadawał by się do co najmniej 60% społeczeństwa.. Mając konto w banku X , w którym miesięcznie płacimy 6-10 zł , a w skali roku oddajemy nawet do 800 zł za prowadzenie rachunku jest dobrą formą na wydawanie swoich środków, czy dostając te pieniądze do ręki mógłbyś inaczej je wykorzystać? ....
To na czym najwięcej tracimy w relacji w bankiem to opłaty za prowadzenie rachunku i proste usługi. A może nie mamy wiedzy, nie rozumiemy produktów lub usług bankowych i dlatego każda chęć zmiany niesie ze sobą obawy, strach i inne dolegliwości które nas trapią.
Jak to jest, iż co najmniej 55% polaków nie posiada konta osobistego, dokonuje wpłat, wypłat i przelewów na poczcie, w punktach usług co miesiąc wydając od 6-50 zł za same opłaty . Pomijam osoby, które z przyczyn wiekowych i pozostałych nie potrafią, nie mogą skorzystać z takich usług ,nauczeni starego ustroju.
Czy ja mając niski dochód mogę oszczędzać, świadomie?- Tak, jak najbardziej wystarczy tylko trochę chęci, przeanalizowania ofert pod kątem swoich zobowiązań.
Czy zgodzisz się ze mną, iż w momencie jeśli zaoszczędzisz 90% swoich miesięcznych wydatków, będziesz wstanie je wykorzystać bardziej efektywnie, może i na konsumpcję ale będzie to lepsze rozwiązanie , niż oddawanie swoich ciężko zarobionych środków , innym?.
Nie patrz na innych , zacznij oszczędności od siebie, od swojej rodziny, pomnażaj wasz budżet codziennie-nie zmniejszaj waszej płynności i mocy finansowej z powodów lenistwa i bierności. Niech to się stanie czymś naturalnym, a nie koniecznością odłożenia kolejnej złotówki w zamian zakupu jakiejś rzeczy. Jak to zrobić i od czego zacząć- wkrótce :).
A już dziś zacznij od swojego banku- nie bój się zmian, znajdź czas na porównanie ofert różnych instytucji- i przestań być dinozaurem - zadbaj o własne interesy a nie interesy banku.
Życzę miłego dnia - Paweł z MyBankier.com

--
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Thursday, May 21, 2009

Zarządzanie finansami

Zarządzanie finansami w małżeństwie - cz.1

autorem artykułu jest Piotr Pogodziński




Znane przysłowie: „jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze” nadal jest jak najbardziej aktualne. Ileż to się słyszy o kłótniach małżeńskich o pieniądze a najczęściej o ich brak lub niemądre wydawanie. Często się zdarza w małżeństwach, że jedna osoba będąca dominantem, głową rodziny decyduje o wszelkiego rodzaju wydatkach na życie, czy sam podejmuje bardzo poważne inwestycje finansowe. Dzieje się tak często w związkach, w których tylko jedna z osób pracuje i jest wtedy jedynym żywicielem rodziny.



Odbywa się to wtedy na zasadzie: Ja pracuję i zarabiam – ja decyduję na co wydaję. Druga strona w tej sytuacji okazuje bierność, ponieważ często czuje się tą gorszą stroną związku, która nie posiada swoich pieniędzy.



Należałoby się zastanowić czy powyższy podział w decydowaniu o finansach domowych, rodzinnych może negatywnie odbijać się na relacjach partnerskich w małżeństwie? Być może na początku trwania związku jest to mało zauważalne, lecz z biegiem lat taka sytuacja na pewno rodzi wiele konfliktów między małżonkami.



Według mnie ciekawym rozwiązaniem byłby podział pewnych wydatków między małżonków i wtedy automatycznie odpowiedzialność za rozsądne planowanie swojej działki wydatków byłaby rozdzielana na obydwie strony.



Dla przykładu: jedna z osób zajmuje się wydatkami na artykuły spożywczo-przemysłowe czyli przysłowiowe zakupy na co dzień. Druga zaś z osób zajmuje się opłatami mieszkaniowymi, medialnymi i ewentualną spłatą kredytów.



Jesteście przecież w stanie z góry określić pewne przybliżone kwoty na poszczególne grupy wydatków. Będąc w małżeństwie, czy wspólnym związku można przecież już po kilku miesiącach wspólnego gospodarowania określić w przybliżeniu wielkość miesięcznych wydatków.



Idealnym rozwiązaniem byłaby w tym przypadku sytuacja, w której oboje małżonkowie pracują. Wtedy każdy jest niejako „niezależny finansowo” od drugiej osoby. Chociaż tak naprawdę nie o to mi chodzi aby każdy żył na własną rękę, bo przecież kasa powinna być wspólna. Jednakże jeśli oboje pracujecie i macie każdy z was swoje dochody to dla lepszego samopoczucia psychicznego jest to najlepsza z możliwych sytuacja.



Proponuję jednak Tobie Drogi Czytelniku - nawet kiedy jesteś jedynym żywicielem swojej rodziny – pozwól swojej połówce na przejęcie części domowych wydatków i wzięcie za ich gospodarowanie pełnej odpowiedzialności. Będzie to dla Was podwójna korzyść. Po pierwsze jedna osoba nie będzie musiała mieć wszystkich wydatków na głowie i samemu decydować i ich realizacji. Po drugie jak wspomniałem wcześniej będzie to dla obojga lepsze samopoczucie psychiczne, że właśnie razem decydujecie o rozsądnym wydawaniu pieniążków.



Uważam też, że warto byłoby porozmawiać i ustalić, jakie wydatki wolisz robić Ty a jakie Twoja druga połowa. Każdy z nas w czymś czuje się lepszy w czymś gorszy. Ważne aby tak dobrać grupy wydatków do siebie, aby nie były one dla nas przymusem. Dobrym połączeniem jest na pewno robienie opłat i pilnowanie kredytów, gdyż to się wiąże z realizacją faktur i płaconych rat kredytów. Tym powinna zając się osoba, która na pewno dopilnuje terminowości spłat, aby nie narobić niepotrzebnych odsetek za zwłokę. Bo jeśli druga osoba zajmująca się zakupami artykułów spożywczo-przemysłowych zapomni dziś kupić zapałek czy soli, to świat się nie zawali, zrobi to po prostu jutro.

Myślę, ze posiadanie wspólnego konta bankowego może również przynosić pewne nieporozumienia. Zapytasz dlaczego? Otóż mogą zachodzić takie sytuacje, w których oboje nawzajem będziecie się oskarżać, gdzie znów zniknęła cześć pieniędzy z konta i na co została przetrwoniona. Dobrym rozwiązaniem może być posiadanie dwóch kont osobistych w tym samym banku. Dla przykładu: mąż pracuje i otrzymuje na swoje konto comiesięczną wypłatę, po wcześniejszym uzgodnieniu z żoną przekazuje przelewem wewnętrznym ustaloną kwotę na miesięczne zakupy (żywnościowe). Wśród ofert banku można naprawdę znaleźć darmowe konta osobiste na świetnych warunkach. W chwili przelewu męża nie obchodzą już sprawy finansowania codziennych zakupów. On zadowolony , ze spadła mu część obowiązków, ona zadowolona bo dysponuje pieniędzmi i decyduje o ich rozsądnym wydawaniu.



On sam dla przykładu zajmuje się opłatami mieszkaniowymi i kredytami. W rezerwie oczywiście trzyma pewną część pieniędzy dla żony, gdyż jak wiadomo często zdarzają się niespodziewane wydatki np. choroba dzieci i wtedy wydatki się w miesiącu wyraźnie zwiększają.



Większe zakupy typu sprzęt TV, meble itp. robicie oczywiście wspólnie, wcześniej je planując i odkładając na ten cel w miarę możliwości trochę grosza.



Oczywistą sprawą jest również fakt, że to kobieta w związku może być żywicielem rodziny. I proszę Cię Droga Pani jeśli czytasz tę publikację, żebyś się na mnie nie gniewała, bo nie miałem na celu umniejszać roli kobiety w związku. Ja tylko opisałem jak zdrowo i w przyjaźni prowadzić domowe finanse. Dałem przykład większości związków małżeńskich, gdzie żywicielem jest mężczyzna, lub pracują oboje. W tym miejscu chciałem ukazać sam fakt podziału i dysponowania wspólnymi pieniędzmi małżonków bez względu na to, kto zarabia i ile zarabia.



Za kilka dni druga część tematu.



Moje pozostałe artykuły:



Rola mężczyzny w małżeństwie cz.3

Rola mężczyzny w małżeństwie cz.2

Rola mężczyzny w małżeństwie cz.1<

--

CZY JESTEŚ GOTOWY ABY OSIĄGNĄĆ SUKCES ?


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Monday, May 18, 2009

statystyka

Kłamstwa i statystyka

autorem artykułu jest Arkadiusz F Pluta




Przypomniał mi się pewien dowcip o skuteczności statystyki. Jakie jest prawdopodobieństwo spotkania mężczyzny lub kobiety, kiedy wyjdziemy rano ze swojego domu? Oczywiście ogólne prawdopodobieństwo jest około fifty-fifty (50 %) z przewagą dla kobiet, ponieważ jest ich trochę więcej. Wynik może się jednak diametralnie zmienić, kiedy jedynym naszym sąsiadem jest jednostka wojskowa lub zakon żeński. W tym konkretnym przypadku statystyka ma się nijak do rzeczywistości. To samo każdy z nas odczuwa, gdy słyszymy informację o średnim wynagrodzeniu w gospodarce. Na tą liczbę składają się zarówno bardzo niskie jak i wysokie zarobki a najbardziej „średnie-dominujące” są wynagrodzenia poniżej oficjalnej średniej statystycznej. Ale to nie jest kłamstwo tylko wynik czystego działania matematycznego. Statystyka jednak jest uwielbiana przez polityków, ekonomistów i różnej maści hochsztaplerów, za pomocą której mogą udowodnić niemalże wszystko. Poniżej skupię się na kilku takich przykładach „ala-kłamstw”.



· Pierwszym z nich jest publikowany przez GUS wskaźnik inflacji. Każdy jednak z nas, gdy pójdzie do sklepu, to ma wrażenie, że towary i usługi wzrosły bardziej niż oficjalny wskaźnik. W moim przekonaniu, gdy pomnożymy ten wskaźnik przez dwa, to będzie on bliżej prawdy. Oficjalny wskaźnik liczony jest na podstawie przeciętnego koszyka dóbr i usług, który jest przez nas konsumowany. Okazuje się jednak, że ten koszyk i jego zawartość i udział procentowy poszczególnych elementów ciągle ulega zmianom. Oficjalną wykładnią tych działań jest zmiana naszych preferencji. Dlaczego jednak tak często? Taka zmiana nastąpiła także ostatnio. W programach informacyjnych i prasie ogłoszono „dobrą nowinę”, że inflacja jest na niższym poziomie niż wstępnie obliczany poziom 4,6%!!! Tak nawiasem mówiąc wskaźnik inflacji służy m.in. do waloryzacji emerytur i rent. Taniej wychodzi ciągłe ulepszanie metodologii obliczeń tego wskaźnika. Tylko parę pensji!

· Drugim takim „ala-kłamstwem” są wszelakie indeksy w tym giełdowe. Gdy spojrzymy na większość indeksów giełdowych, to ich ogólny kierunek pomimo korekt jest północny-rosnący. W życiu jest inaczej i nie zawsze podnosimy się z upadku a często jesteśmy eliminowani z gry. Tutaj podobnie jak przy obliczaniu wskaźnika inflacji skład walorów i ich procentowy udział podlega częstym zmianom. Wylatują z niego spółki najsłabsze i wchodzą mocne spółki a ich waga w indeksie ciągle waha się w zależności od mód. Taka konstrukcja tych indeksów wyjaśnia nam fakt, że nawet profesjonaliści nie potrafią często pobić benchmarku tj. indeksu.

· Innym z kolei bardzo dobrze sprzedającym się „ala-kłamstwem” jest stwierdzenie, że coś wzrosło średnio o ileś tam procent. Często słyszymy, że fundusz inwestycyjny zarobił średnio 10 % w skali roku. Na ten wynik mógł się jednak złożyć wzrost portfela w pierwszym roku o 40 %, w drugim roku nastąpił spadek o 50 % a w trzecim roku znów nastąpił wzrost o 40%. Gdy dodamy te trzy wartości procentowe i podzielimy przez trzy to otrzymamy powyższy wynik a w rzeczywistości straciliśmy 2 % zainwestowanego kapitału bez uwzględnienia opłat i prowizji!!! Dlatego mnie osobiście nie interesują średnie wzrosty wyrażone w procentach, (czyli w czymś bardzo ulotnym i czasami zabawnym) ale jak szybko pomnożę kapitał. Oczekuję odpowiedzi, w jakim czasie podwoję lub potroję swój kapitał? Liczą się liczby bezwzględne i rzeczywista forsa na koncie.

· Następnym przykładem jest nie ujmowanie opłat i prowizji w swoich zestawieniach statystycznych. Koronnym przykładem tego typu statystyki są nasze Otwarte Fundusze Emerytalne. Jednostka rozliczeniowa takiego funduszu wzrosła o dany procent a w rzeczywistości po uwzględnieniu opłat i prowizji (dwucyfrowe liczby!) mamy na koncie około połowę mniej pieniędzy niż wynika ze wzrostu jednostki. Może się okazać, że lepiej gdyby pieniądze leżały na zwykłym koncie oszczędnościowym. Cóż instytucje te dobrze dbają o własny interes (opłaty i prowizje) kosztem przyszłych przymusowych emerytów-frajerów?! Jedyna rada to wybrać fundusz, który „mało pali”, czyli ma najniższe koszty a miraże zysków niech nie przesłonią nam oczu. Jak dotychczasowa historia pokazuje, fundusze OFE to jedno stado a nikt z członków stada nie będzie wychylał się i bez potrzeby ryzykował. Cały system został tak zbudowany, że nie ma tam żadnej konkurencji. Wszyscy muszą inwestować w to samo i we wszystko, czyli widło i powidło. Końcowym rezultatem będzie „wykastrowany z zysków kapitał emerytalny”.



Tych złych przykładów mógłbym przytoczyć bez liku. Żeby jednak nie było tak tendencyjnie i jednostronnie, to statystyka to bardzo pomocne i użyteczne narzędzie, z którego chętnie korzystam. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach i w etyce danej osoby czy też instytucji. Ja osobiście często posiłkuje się nią do prognozowania czasu i zasięgu ruchów na indeksie giełdowym. Od początku powstania WIG20 notuje czy dany miesiąc na giełdzie był wzrostowy czy spadkowy, inaczej mówiąc czy zamknięcie miesiąca było wyżej czy też niżej niż zamknięcie poprzedniego miesiąca. Okazuje się, że najczęściej nieprzerwane spadki trwały około 2 m-cy a największy nieprzerwany spadek wyniósł 8 m-cy (bańka internetowa). Drugi z kolei najdłuższy nieprzerwany spadek wyniósł 5 m-cy i wystąpił tylko raz. Czyli okazuje się, że statystycznie rzec biorąc jesteśmy blisko końca spadków zaczynających się w listopadzie ubiegłego roku tj. najpóźniej do końca czerwca. A największy skumulowany (suma wszystkich miesięcy) spadek wyniósł 38,4 % czyli do rekordu brakuje nam 11,9 % licząc od końca lutego. Po tak długich spadkach (od 4 m-cy wzwyż) zwykle następowało odreagowanie, które trwało przeciętnie 2 m-ce, góra 3 m-ce a potem zwykle następował o wiele krótszy czasowo spadek. Ten scenariusz pokrywa się też z rozpoczętym w sierpniu 2007 cyklem 11 lub 11,5 m-cy z odchyleniem +/- 2 m-ce. Jest to prawdopodobnie ostatnia faza (bessy) cyklu długoterminowego rozpoczętego jeszcze w 2003 roku. Jeżeli chodzi o poziom spadków to pierwszy poziom był w okolicach 3000 pkt z odchyleniem +/- 5 %, drugi poziom to 2500 pkt +/- 5 % a trzeci to okolice 2000 pkt z takim samym odchyleniem. Ten drugi poziom był już prawie zdobyty i wydaje się najbardziej prawdopodobny ale nie wykluczałbym także docelowo zdobycia także trzeciego poziomu. Za drugim poziomem przemawia także fakt, że spadek może sięgnąć dołka z czerwca 2006 o czym wspominałem w blogu z lutego 2007 roku. Życie jak zwykle zweryfikuję tą „statystyczną prognozę” i oby nie okazała się zwykłym błędem statystycznym.

http://aphossa.blog.onet.pl






--

Arkadiusz, Inwestor, aphossa.blog.onet.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Friday, May 15, 2009

finanse

Jak to Polacy (nie)wiedzą jak zająć się własnymi finansami

autorem artykułu jest Kamil Fudali




Po uprzedniej zamianie EURO w jednym z pobliskich kantorów postanowiłem podejść do banku i wpłacić swoje "oszczędności" na konto bankowe korzystając z tego, że wpłata jest darmowa oraz pieniądze znajda się na moim koncie internetowym w ciągu kilku minut... no i tak siedzę, czekam w kolejce ... przedemną jak i za mną głównie osoby w przedziale wiekowym 30 -70 lat ... większość z pytaniem o kredyt, w sprawie spłaty kredytu a starsze osoby jak to w Polsce bywa w sprawie "oszczędzania na procent" ... lub na tak zwaną książeczkę ... mi jako osobie młodej na 5 roku studiów kojarzy sie to z latami dzieciństwa (początek lat 90) gdzie tato przynosił do domu zielona książeczkę BS bo wpłacił coś na brata .... :] No ale do rzeczy. Osobiście bardzo interesuję się finansami i zarazem dbam o finanse osobiste nie dając sobie od razu wciskać :super oferty najlepszej na rynku".



Gdy już się doczekałem... podszedłem do okienka, usiadłem wygodnie (tak postęp siedzenia.... nie szklana szyba) poprosiłem panią o dokonanie wpłaty na moje konto na xxxx zł ... w tym czasie jedna z innych klientek (tutaj w przedziale wiekowym 50-70lat) pyta panią o jakaś dobra formę oszczędzania.... bo ma XX xxx tyś złotych i nie chciała by aby leżały w przysłowiowej skarpecei ... no to pani kasjerka mówi że najlepiej na książeczkę mieszkaniową ... albo lokatę .... AŻŻŻŻŻżżżżżżżż 4,5 % !!!! I do tego jakaż promocja: "musze pani powiedzieć, że wcześniej było to około 2% tak więc warto teraz skorzystać, i do tego bez podatku !!!!" ... mnie jak zwykle zaczęło wykręcać w duchu jacy ludzie są nie wyedukowani w zakresie własnych finansów... fakt osobie starszej trudniej szukać Internecie i odnaleźć się w dzisiejszym świecie, jednak kto szuka i pyta nie błądzi... większość z tych osób ma młodsze dzieci, lub wnuków .... ale czy to cos da ... z reguły nie bo rodzina jest tak samo "zacofana w sprawach finansów" jak przysłowiowa babcia.... jak babcia ma kredyt i trzyma pieniądze w banku X to i syn/ojciec trzyma w X ... dzieci i wnukowie tez są przekonani do banku X ... w naszym kraju niestety ta tendencja jeszcze sie utrzymuje .



Wróćmy jednak do starszej pani przy okienku obok. Po krótkiej rozmowie (odnośnikiem jest tu przecież czas w którym wpłacałem pieniądze na konto co rzecz jasna trwa dosłownie 2 minuty) nasza klienta nie zastanawia się czy warto, czy może zapytać w innym banku (dla przykładu Polbank znajduje sie 30 metrów dalej), tylko ucieszona że będzie miała aż 4,5% (chyba nie rozumie że to na rok - bo o czym nie wspomniałem nasza pani chce wpłacić na 6 miesięcy) bez zastanowienia mówi TAK ... proszę założyć mi tą lokatę ....



Reasumując: w ciągu 2 minut polak/polka bez chwili zastanowienia zamraża pieniądze na pół raoku lub rok ... na 4,5/7% i podpisuje umowę .... 2 minuty :| .... Biorąc pod uwagę nawet ten polbank obok .. miała by to samo na jakies 6 % ... kwestia zapytania ...



Polacy nie są edukowani w zakresie finansów osobistych... wielu uważa że jest to celowe ... ja w sumie tez .. "głupi" polak to "zyskowny klient" po co im tłumaczyć że lokata to tak naprawdę koszty a nie zysk ... po co im tłumaczyć że warto pomyśleć o kredytach walutowych... lepiej zainwestować w artykuł w gazecie napisać że waluty sa niepewne i tyle .... mami sie nas na prawo i lewo, nie staramy się sami poszukać alternatywnych rozwiązań, czy poprostu najzwyczajniej w świecie porównać danych ofert .... tu mamy 4%, tu mam 5% a tu 6% .... no to każdy do 6 liczyć umie i wie gdzie jest lepiej ...



Przykładem może być tez członek mojej rodziny ... posiada kredyt mieszkaniowy w banku XX ... szkoda mówić jak się nazywa ... ale podyktowane to znów było jego bliskością bo najbliższe duże miasto jest 40km od domu, a ten bank tylko 10 ... (20 min drogi mniej raz na rok - bo resztę można robić w internecie)... przez 0,5 roku wmawiałem tej osobie aby przewalutowała kredyt i zmieniła bank .... ale jak to polak ... i nasze społeczeństwo ..."po co", "a to trzeba kombinować", "a to papiery" .... 2 wizyty w danym banku często nawet jedna i wypełnieni jakiegoś formularza JEST BARDZIEJ KOSZTOWNE niz co miesiąc rata niższa o powiedzmy 200 zł !!! Teraz gdy już jakiś czas wspomniana osoba jest w innym banku, kredyt w innej walucie ... rata z 1200 spadło do 900 z hakiem .... i samochód kupiła na raty za te zaoszczędzone 250 .... i tylko słyszę "o warto było...." szkoda że takie osoby nie pamiętają siebie z przed początku.....



Wnioski sa proste .... pieniądze to nie zabawki... chcemy oszczędzać to jeden dzień nas nie zbawi bo zawsze jest to związane z dłuższym horyzontem czasowym ... mamy kredyt popytajmy o inny, bierzemy kredyt ... zawsze przejedzmy się po 4 czy 5 bankach jeśli ma być wysoki np na dom.... mamy konto płatne (dla mnie w XIX wieku to jakaś paranoja) zmieńmy je na bezpłatne... z darmowymi przelewami, nie będziemy musieli chodzić na pocztę płacić rachunków .... ziarnko do ziarnka i murowane 300/400 zł więcej w portfelu miesięcznie (dotyczy większych sum) ... no ale jeśli to mało to cóż .... mogę tylko życzyć powodzenia .... zadbaj o swoje finanse osobiste .... !!!














--

Wpis autorski K. Fudali - Finanse Osobiste Kopiowanie dozwolone w niezmienionej formie z umieszczneniem źródła strony.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Thursday, May 14, 2009

zarabianie na blogowaniu

Sposób na zyskowny blog

autorem artykułu jest J Lasa




Pierwszym i najważniejszym zagadnieniem przy rozpoczęciu pisania bloga, który w przyszłości może przynieść zysk finansowy, jest znalezienie odpowiedniego tematu. Na pewno tym tematem nie będzie, opisywanie np. swoich snów, opisywanie bliżej nieokreślonych osobistych przeżyć, bo takimi wynurzeniami co najwyżej mogą zainteresować się nasi sąsiedzi. Dochodowy blok musi mieć temat, którym zainteresuje się wielu ludzi. Takimi szerokimi tematami na pewno są motoryzacja – każdy interesuje się samochodami czy posiada jakiś pojazd, więc jest potencjonalnym czytelnikiem bloga. Szukajmy więc tematów, którymi interesuje się wielu ludzi. Ja zakładając pierwszego bloga założyłem go na interesujący mnie temat czyli związany ze sztuka, oczywiście sztuką interesuje się niezbyt wielu ludzi więc blog nie odniósł jakiegoś większego odzewu. Następnego bloga założyłem o wakacjach, podróżach i to jest już blog, który daje możliwości dotarcia do szerszego grona internautów, bo przecież każdy interesuje się podróżami, każdy gdzieś był i każdy gdzieś chciałby spędzić wakacje. Na blogu zamieszczam relacje, zdjęcia z moich podróży, a także znalezione informacje o miejscach do których chciałbym się udać. Publikuję własne teksty ale też korzystam z darmowych tekstów zamieszczonych w serwisach typu artelis.



Mając wybrany temat, czas założyć bloga, ja zakładam swoje blogi na blogger.com, dlaczego?

Bo posiada bardzo łatwy interfejs, którego nawet osoba nieobeznania w obsłudze stron internetowych bardzo szybko opanuje. Jednak teksty najlepiej mieć napisane w Wordzie i później je wklejać do bloggera, bo bezpośrednie pisanie jest trochę uciążliwe. Poza tym bardzo łatwo zintegrować na bloggerze reklamy gogle adsense. W tym momencie dotykamy już tematu zarabiania. Wyświetlanie reklam na blogu to jeden z podstawowych sposobów zarabiania. Po umieszczeniu kilkudziesięciu postów na naszym blogu możemy spróbować zapisac się do programu gogle adsense, jeżeli nasz blog zostanie pozytywnie zweryfikowany zostaniemy przyjęci do programu i na naszym blogu możemy wyświetlać reklamy. Przykładowy blog z wyświetlającymi się reklamami można zobaczyć tutaj.



Mając napisane teksty, dobrze byłoby pomyśleć o jakiś ilustracjach do naszych tekstów, oczywiście możemy zamieszczać swoje własne zdjęcia cyfrowe, ale niekiedy mamy taki temat artykułu, do którego nie posiadamy ilustracji oczywiście korzystanie z cudzych zdjęć jest zabronione i lepiej jeśli myślimy poważnie o naszym blogu nie zamieszczać takich niewiadomego pochodzenia fotek. Najlepszym w takim przypadku jest serwis, który oferuje oryginalne zdjęcia w przystępnej cenie lub za darmo. Rejestrując się na przykład w serwisie fotolia możemy codziennie darmowo pobierać interesujące nas zdjęcia, lub już w cenie 3zł kupić jakieś wyjątkowe i bardzo oryginalne zdjęcie.



Gdy tak stworzomy bloga, musimy teraz go jeszcze wzbogacić o kolejne źródło dochodu jakim może być udział w programie partnerskim. Programów partnerskich jest mnóstwo i znajdziemy jakiś do prawie każdej tematyki naszego bloga. Najłatwiej jest wybrać jakiś program ofrujący np. książki, czy wydawnictwa elektroniczne, bo zawsze łatwo jest znaleźć wydawnictwa odpowiadające tematyce blogu. Oto kilka przykładów takich wydawnictw:

Ebooki, eprasa, audiobooki

Wydawnictwa te posiadają bardzo ciekawie zaprojektowane banery reklamowe swych produktów, wystarczy wkleić kod banera na naszego bloga aby oferta była widoczna.



Po wykonaniu bloga możemy się zająć promocją czyli popularyzacją wśród internautów. Jak to robić? Najlepiej zacząć od wpisów do katalogów, których jest mnóstwo, będzie nas to kosztowało trochę czasu, bo nie należy więcej niż dziesięć wpisów dodawać, aby wyszukiwarka nie potraktowała naszego bloga jako spam. Możemy także reklamować naszego bloga na forach, na innych blogach o podobnej tematyce wpisując komentarze z linkiem do naszego bloga. Tak więc stworzenie zarabiającego bloga nie jest trudne ale wymaga systematycznej pracy. Blogerzy, którzy zarabiają na blogach, od kilkuset do kilku tysięcy złotych poświęcają zwykle kilka godzin dziennie swoim blogom, większość z nich twierdzi że prawdziwe pieniądze zaczęły się pojawiać dopiero po kilku latach intensywnego blogowania na kilkunastu czy kilkudziesięciu swoich blogach. Tak więc z pozoru łatwy zarobek może nas kosztować mnóstwo czasu spędzonego przed komputerem, ale dlaczego nie spróbować tej formy dodatkowych dochodów w czasie wolnym?








--

Strona gdzie zarobisz


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wednesday, May 13, 2009

wypowiedzenie kredytu

Kiedy bank może wypowiedzieć kredyt?
autorem artykułu jest Krzysztof Krzysztofowicz
Kredyty są niezwykle powszechną formą finansowania różnego rodzaju zakupów. Istnieje społeczne przyzwolenie na zakupy za pośrednictwem kredytu. Wielu z nas ufa na tyle bankom, iż jeśli tylko mamy możliwość wzięcia kolejnego kredytu tak też czynimy. Klienci banków uważają bowiem, że jeśli bank udziela im kredytu to będą go w stanie spłacić. Przecież w interesie banku leży to, aby klient zwrócił im pożyczoną kwotę wraz z odsetkami. Jednak duża grupa ludzi zapomina o zdrowym rozsądku i pożycza pieniądze wszędzie tam, gdzie tylko ma taką możliwość. Rosnąca liczba kredytów łączy się również z tym, że coraz częściej występuje sytuacja, gdy klient nie jest w stanie spłacić zaciągniętego zadłużenia i w wyznaczonym czasie nie wywiązuje się z płacenia rat. Wtedy nasuwa się nam pytanie, kiedy bank decyduje się na wypowiedzenie umowy kredytu?
W tym artykule postaramy się odpowiedzieć na pytanie, kiedy bank może wypowiedzieć kredyt? Jest to niewątpliwie ostateczne rozwiązanie i stosowane wyłącznie w sytuacjach, gdy inne metody rozwiązania problemu nie dają pożądanych rezultatów. Banki mogą skorzystać z takiego rozwiązania wyłącznie wtedy, gdy klient (kredytobiorca) nie wywiązuje się z umowy podpisanej z bankiem.
Szczegółowe informacje na temat sytuacji, w których bank może wypowiedzieć umowę kredytową, są zawarte w podpisanym przez nas dokumencie, ale najczęstszą przyczyną jest nie spłacanie w terminie raty kredytu. W zależności od banku i konkretnej sytuacji różne czynniki mogą spowodować rozwiązanie umowy. W większości przypadków powodem wypowiedzenia umowy kredytowej jest zaprzestanie spłacania kilku rat przez kredytobiorcę. Nie wpadajmy jednak w panikę, jeśli opóźnimy się z zapłaceniem jednej raty na przykład o tydzień. Umowy kredytowe nie są zrywane z tak błahego (dla banku) powodu. Pamiętajmy jednak, aby w każdej sytuacji, gdy zdamy sobie sprawę z tego, iż nie zdążymy zapłacić raty w określonym terminie, skonsultować się z pracownikiem banku.
Drugim czynnikiem, który może powodować zerwanie umowy, jest znaczący spadek wartości zabezpieczenia naszego kredytu. Gdy bank wezwie nas do dodatkowego zabezpieczenia naszego kredytu, a my nie spełnimy tego żądania w wyznaczonym terminie, bank może zerwać umowę kredytową i zażądać natychmiastowej spłaty kredytu (mamy na to zazwyczaj 30 dni). Jednak jest to ostateczność, której również bank pragnie uniknąć. Bank nie pozostawia nas sam na sam z naszym kredytem, gdyż więcej zarobi na nas w przypadku regularnego spłacania rat, niż wypowiedzenia nam kredytu.
Gdy nasze problemy finansowe są nieco większe i nie dotyczą tylko jednej raty, należy się wtedy umówić na spotkanie z przedstawicielem banku i omówić zaistniałą sytuację. Banki starają się pomagać swoim klientom i nie zależy im na wypowiedzeniu umowy kredytu, gdyż zazwyczaj wiąże się to z odzyskiwaniem pieniędzy na drodze windykacji. Najczęstszymi metodami rozwiązywania takich problemów są przesunięcia terminów w spłacaniu rat, wydłużenie okresu kredytowego lub też zapewnienie dodatkowych zabezpieczeń kredytu.
Także prawdopodobieństwo sytuacji, że z dnia na dzień otrzymamy od banku wypowiedzenie umowy kredytu, bez wcześniejszych negocjacji z bankiem, jest bliskie zeru.
Zdarza się jednak tak, że nasza sytuacja finansowa będzie tak tragiczna, że żadne negocjacje z bankiem nie przyniosą efektów, a pomoc rodziny lub znajomych też będzie niemożliwa. W takim przypadku, gdy przez dłuższy czas nie będziemy w stanie spłacić naszego zadłużenia, bank nie będzie miał skrupułów i będzie starał się odzyskać swoje pieniądze. W wypadku gdy chodzi o kredyt hipoteczny, możemy się spodziewać, iż bank przejmie mieszkanie lub dom, który był zabezpieczeniem kredytu, ewentualnie wystawi je na licytację komorniczą – niestety w chwili obecnej jest to już praktykowane przez banki. Dla przykładu na stronie głównej banku Nordea mamy link „Nordea sprzeda” gdzie możemy zobaczyć informacje o licytacjach komorniczych kilku nieruchomości.
Pamiętajmy więc, aby przed zaciągnięciem jakiegokolwiek kredytu odpowiednio przeanalizować naszą sytuację finansową, aby mieć pewność, że nigdy nie napotkamy na problemy związane ze spłatą kredytu, które mogą prowadzić do wypowiedzenia umowy kredytu.
Inne artykuły na temat kredytów można znaleźć w serwisie OcenBank.pl w dziale kredyty.

--
Kredyty, lokaty, rachunki osobiste - poradniki, artykuły, porady


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Monday, May 11, 2009

niezależność finansowa


Niezależność finansowa, ale po co?
autorem artykułu jest Tomasz Bar
Otóż,
po to, aby zapewnić sobie względny spokój finansowy w sytuacji:
- utraty pracy,
- spadku osiąganych dochodów,
- wzrostu wydatków (np. koszty utrzymania i wykształcenia dzieci),
- przejścia na emeryturę.
Jakie masz szanse na stałą, dobrze płatną pracę przez cały

okres (30-40 lat) aktywności zawodowej?
Nie owijając w bawełnę - nikłe.
Jeśli nawet znajdziesz się wśród szczęśliwców, którzy będą mieć pracę do osiągnięcia wieku pozwalającego przejść na emeryturę - to Twoja emerytura nie będzie dużą kwotą.
Pozwól, że przytoczę kilka danych:
Prognozy GUS z 2005 zakładają, iż zmiany demograficzne jakie mają miejsce w naszym kraju sprawią że:
w 2012 roku na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadać będzie 20 osób powyżej 65 lat,
a
w 2030 roku na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadać będzie aż 40 osób powyżej 65 lat.
Ilość osób pracujących (płacących składki) zmalała z 17,8 mln w 1980 roku, do 12,7 mln w 2004 roku. Jednocześnie liczba emerytów i rencistów (w pozarolniczym systemie ubezpieczeń społecznych) wzrosła z 4,1 mln w 1980 r. do 7,5 mln w 2004 roku.
Oznacza to nic innego jak spadek wysokości realnych emerytur, gdyż w 2030 r. osób uprawnionych do ich pobierania będzie ponad dwukrotnie więcej niż obecnie, a osób pracujących i odprowadzających składki nie wystarczy do zapewnienia obecnego poziomu wypłat.
Problem ten dotyczy zwłaszcza pokolenia dzisiejszych 30 - latków, którzy są na początku swojej kariery zawodowej i mają przed sobą 30 - 35 lat pracy.
No tak, ale mamy przecież OFE, IKE.
Rzeczywiście, tylko że obecne rozwiązania OFE są połowiczne co najmniej z kilku powodów:
- trafia do nich zaledwie 1/5 składki, która poprzednio trafiała w całości do ZUS,
- składki obciążone są wysokimi prowizjami, które pobierają Towarzystwa Funduszy Emerytalnych,
- wyniki OFE są ściśle związane z koniunkturą giełdową.
W okresie dekoniunktury na GPW zyski z OFE tylko nieznacznie przekraczają np. dochody z lokat,
- pieniądze w OFE są zamrożone do czasu osiągnięcia przez nas wieku emerytalnego, który jak wynika z opublikowanych w czerwcu 2005 r. propozycji, może ulegać wydłużeniu m.in. ze względu na wydłużanie się okresu życia obywateli. Średnia życia Polaków wynosi obecnie 74,5 roku i jest dłuższa o 4 lata od średniej z początku lat 90-tych.
Tak więc pieniądze, które zgromadzimy zobaczymy nieprędko. Będziemy mieć 65-70 lat, a wtedy radość z ich posiadania jest nieporównywalnie mniejsza niż kiedy mamy lat 30.
"Jest tylko jedna rzecz gorsza od starości - starość bez pieniędzy"
Największą zaletą OFE jest fakt, iż bez względu na to ile zgromadzimy pieniędzy, po naszej śmierci dziedziczy je rodzina. W dotychczasowym systemie pieniądze te przepadały w "worku" ZUS-u.
Z kolei wprowadzone w 2004 roku IKE (Indywidualne Konta Emerytalne) nie spełniły pokładanych w nich nadziei. Ilość założonych rachunków IKE odbiega znacznie od oczekiwań ich pomysłodawców. Przyczynił się do tego brak wyraźnych korzyści i zachęt do IKE, co w połączeniu z i tak niską chęcią Polaków do oszczędzania, przyniosło taki a nie inny efekt.
To nie czarne wizje, raczej podjęcie skrywanego problemu bliższego każdemu z nas bardziej niż to się może wydawać.
Wymusza to wręcz na nas, abyśmy w porę pomyśleli o swojej finansowej przyszłości.
Każdy z nas powinien umieć zarządzać finansami osobistymi tak, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo finansowe w czasach coraz bardziej niepewnego rynku pracy. Uniezależnienie się od tradycyjnej pracy etatowej jest tym o czym moim zdaniem każdy powinien pomyśleć.
NIE namawiam do porzucenia pracy.
NIE stosuję haseł typowych dla książek w stylu "Jak zostać bogatym"
Przedstawiam mocne argumenty przemawiające za podjęciem decyzji o zapewnieniu sobie niezależności finansowej.
Podaję realne, sprawdzone przykłady i porady dotyczące możliwości oszczędzania i inwestowania na polskim rynku kapitałowym.
Chciałbym przedstawić również pewien punkt widzenia, tak naturalny i popularny w krajach zachodnich, a który w Polsce dopiero raczkuje. To "fundusz bezpieczeństwa". Fundusz ten to nic innego jak oszczędności pozwalające nam normalnie funkcjonować przez okres ok. 2 lat od utraty pracy do znalezienia następnej. Jest to dwukrotność naszych średnich rocznych dochodów, co w warunkach polskich jest kwotą ok. 60 tys. zł (2500 zł miesięcznie x 24 miesiące).
Zapewne większość czytelników zapyta skąd mieć 60 tys. oszczędności skoro ledwo wiąże koniec z końcem. Nie chodzi o posiadanie 60 tys. zł, może to być 20-30 tys. zł. Najważniejsze jest posiadanie jakichkolwiek oszczędności na wypadek utraty pracy. Tak, aby nie utracić możliwości regularnych spłat swoich zobowiązań do czasu znalezienia zatrudnienia. Obecna trudna sytuacja na rynku pracy sprawia, iż nawet osoby o wysokich kwalifikacjach z wyższym wykształceniem i doświadczeniem zawodowym mogą pozostawać bez pracy kilka miesięcy.
Nie chcę pouczać w sposób książkowy, ale pomóc w zrozumieniu pewnych spraw. Pomimo ogromu publikacji na naszym rynku dotyczących finansów, większość z nich pełni rolę przedruków opartych na rynku amerykańskim, którego nie można porównywać do naszego. Z własnego doświadczenia wiem ile jest kruczków, niuansów w różnych produktach finansowych, których znajomość przynosi wymierne korzyści.
Zdaję sobie sprawę, że poruszane przeze mnie tematy są mało popularne, niechętnie wspominane lub wręcz unikane. Kwestia bezpieczeństwa finansowego jest specyficzna i według mnie jest to sprawa świadomości, stanu umysłu. W obecnych czasach pogoni za pracą i strachem przed jej utratą staje się niezwykle istotne, aby przyjrzeć się jak wygląda nasze "finansowe" życie.
Oszczędzanie i inwestowanie nie jest trudne, pod warunkiem posiadania praktycznej wiedzy.
Mój cykl “Zapewnij sobie niezależność finansową”, ma pomóc w podjęciu działań zmierzających do zapewnienia sobie niezależności finansowej.

--
www.finanseosobiste.pl - praktyczne porady finansowe, informacje o nowościach finansowych

tomaszbar.pl - finanse, gospodarka, polityka, społeczeństwo


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wednesday, May 6, 2009

doradcy finansowi


nancy artieres - Fotolia.com
O doradcach finansowych - jak rozpoznać naciągacza
autorem artykułu jest Kamil Fudali

Czym jest doradztwo w sferze finansów ?
Powinna być to osoba potrafiąca budować długotrwałe relacje z partnerem a co najważniejsze klientem. Dlatego nie zawsze najważniejsze jest długi staż oraz bagaż doświadczenia zawodowego. Doradca powinien prezentować dobrą wiedzę ekonomiczną oraz chęć do dalszej edukacji oraz współpracy. Tak więc może nim zostać osoba która pasjonuje się tematyką finansów, ekonomi, giełdy.
Dziś możemy spotkać oferty wielu a to wielu „doradców” finansowych, kredytowych czy inwestycyjnych. Szczególnie ta ostatnia grupa ostatnio bardzo daje się we znaki. Czy w naszym mniemaniu ktoś kto nazywa siebie „doradcą inwestycyjnym” chodzi po domach, wydzwania niczym ankieter lub rozsyła ulotki ? Czy może bardziej kojarzy nam się z osobą p[przebywającą w jednym stałym punkcie do której możemy zwrócić się o pomoc gdy tego potrzebujemy ? W moim mniemaniu druga definicja jest bardziej trafna. Tak więc należy umieć rozróżniać doradcę od „doradcy” tak naprawdę „akwizytora”

Warto dodać aby umocnić moje słowa tym że w Polsce do roku 2005 licencję doradcy inwestycyjnego zdobyło ok. 200 osób. Egzamin na doradcę jest trzyetapowy. I nie może tej licencji dostać każdy ... tak więc. Czy każdy z tych tysięcy doradców jest doradcą ? Oczywiście nie ...
Jak więc rozpoznać czy ktoś jest lub nie doradcą.... Należy w tym miejscu dodać, że nawet jeśli ktoś nie posiada licencji, nie oznacza to, że mamy mu podziękować z biegu... naprawdę zdarzają się ludzie „pasjonaci” w tematach ekonomi, finansów i są często niejednokrotnie lepsi od tych z certyfikatem. Dlatego zwracajmy uwagę na takie rzeczy jak:
Marka – jednak tutaj w odwrotnym mniemaniu
Brak chęci do przeprowadzenia wywiadu
Monogamia
Pośpiech
Pamięć i zaangażowanie
Marka ? – Zapewne 99% z was myśli, że chodzi o to iż osoba z PKO BP będzie lepsza niż z multibanku bo to w końcu wielki i pewny bank. Nie szata zdobi człowieka ! Najważniejsza jest nie marka tylko osoba z którą rozmawiamy. Jeśli ktoś należy nawet do sieci doradczej, to nie oznacza to że jest prawdziwym doradcą. A w skrajnych wypadkach rozmowa z doradcą danej monogamicznej instytucji jest nieporozumieniem bo jak sobie wyobrażacie, że osoba pracująca w PKO poradzi wam kredyt w konkurencyjnym banku ... Najważniejsze jest to, co sobą reprezentuje osoba doradcy kredytowego czy inwestycyjnego
Wywiad. Gdy osoba będąca doradcą kredytowym czy inwestycyjnym nie wykazuje chęci przeprowadzenia wywiadu, jest to zły znak gdyż osoba taka gra grzeczną osobę wysłuchującą potrzebującego czekając tak naprawdę bez względu co powiesz ze swoim stałym koszykiem produktów za które otrzyma największą prowizję. Wywiad, przedstawienie potrzeb powinno dopiero rozkręcić rozmowę w której zostaną przedstawione wszystkie „Za” i wszystkie „przeciw” oraz możliwie najlepsze instrumenty finansowe. Pisze „możliwie” bo nie ma idealnych produktów dla każdego. Jeśli ktoś przy pierwszej rozmowie wyciąga już ulotki z myślą nie prezentacji a sprzedaży produktu danej firmy – skreśl go.
Monogamia. Gdy osoba oferuje ci doradztwo inwestycyjne przedstawia tylko i wyłącznie ofertę jednej z firm, jest zwykłym naganiaczem i nie powinniśmy jej traktować poważnie. Osoba taka z reguły nie zna pojęcia dywersyfikacja. Każdy z was zna powiedzenie „nie wkłada się wszystkich jaj do jednego koszyczka” ... dywersyfikacja to nic innego jak rozproszenie ryzyka inwestując oszczędności w różnych instrumentach finansowych.
Pośpiech. Osoby nie mające „zbyt wiele czasu” nie powinny w ogóle oferować usług związanych z doradztwem. Ktoś kto chce „oblecieć XX w jeden dzień” jest zwykłym akwizytorem, który myśli że jak obleci 100 osób to większa szansa, że ktoś się zgodzi na jego pseudo najlepszy produkt na rynku. Chyba nie chcemy powierzać nasz finanse osobiste w ręce osoby która za 2 dni nie będzie pamiętała z kim rozmawiała oraz lokowała pieniądze gdzie dobrze (Jemu) płacą.
Można by jeszcze wiele pisać na temat doradztwa. Przedstawione przeze mnie opisu mają na celu nauczyć cię rozpoznać z kim masz odczynienia. Nawet gdy wszystko będzie ok najważniejsza jest rozmowa i twoja ocena umiejętności oraz wiedzy osoby przed tobą. Gdy osoba ta prezentuje swoją osobą dużą wiedzę, chęć pomocy oraz nie zmusza cię od razu od podpisania kontraktu, możesz zastanowić się nad kolejnymi konwersacjami już na wyższym poziomie nawet z możliwością podpisania danej interesującej cię umowy.
Doradztwo inwestycyjne, finansowe czy kredytowe nie jest dla każdego, i należy umieć rozpoznawać osoby chcącej naprawdę nam pomóc od tych którzy za wszelką cenę chcę wyrobić „target dzienny”

--
Wpis autorski K. Fudali - Finanse Osobiste Kopiowanie dozwolone w niezmienionej formie z umieszczneniem źródła strony.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Saturday, May 2, 2009

Domeny

Zawód: domeniarz

autorem artykułu jest Grzegorz Miłkowski
Bank dobrych zdjęć na strone

Fotolia

Milion adresów - brzmi dumnie? Od pewnego czasu polski rynek domen może pochwalić się ponad milionową pulą adresów internetowych z rozszerzeniem .pl. Jednakże proces dochodzenia do tej, dla niektórych magicznej, liczby nie był wcale prosty i szybki. Zauważalne przyspieszenie dało odczuć się dopiero w ciągu ostatniego roku, kiedy to pojawiające się coraz częściej promocje kusiły swoją atrakcyjnością, zachęcając do rejestracji domen również osoby wietrzące szansę na duży zarobek, a nie będące dotychczas związane z tym rynkiem. Najbardziej zauważalny progres w rejestracji adresów z końcówką .pl zanotowany został w styczniu 2008 r., kiedy to zaczął obowiązywać nowy cennik NASK-u. Przewidywano wówczas, iż milionowa domena może zostać zarejestrowana już w marcu. Rozpędzona karuzela rejestracji zaczęła jednak w kolejnych miesiącach powoli zwalniać i w efekcie upragniony milion „stuknął” nam dopiero teraz.
Rynek wtórny rośnie w siłę

Rosnący tłok na rynku polskich domen narodowych wpływa przede wszystkim na wyczerpywanie się puli ciekawych i wciąż wolnych adresów. Efektem tej sytuacji jest szybki rozwój rynku wtórnego, który systematycznie zalewany jest przez mniej (częściej) lub bardziej (rzadziej) wartościowe nazwy. Nie doczekaliśmy się wprawdzie jeszcze tak spektakularnych transakcji, które miały np. miejsce w przypadku domen sex.com i pizza.com, jednakże większość poważnych firm działających w naszym kraju rozumie już potencjał marketingowy domen, w związku z czym być może również i na tym polu doczekamy się wkrótce jakiegoś polskiego transferu domenowego, którego wartość przekroczy granicę miliona złotych.
Nie bez znaczenia pozostaje tu rola mediów, w których od czasu do czasu pojawiają się informacje o rekordowych sumach, zapłaconych „za kilka literek”. Warto jednak w tym przypadku zachować czujność i nie dać się niepotrzebnie zwodzić. Niektórzy przedstawiciele środowiska rejestratorów próbują „nakręcać” spiralę rejestracji, przekonując, iż każdy może stać się „domenowym milionerem”. Najświeższym przykładem takich działań jest wysyp bezwartościowych adresów związanych z Mistrzostwami Europy w piłce nożnej, które w większości przypadków zalegają na wirtualnych półkach aukcji internetowych. Trzeba sobie uświadomić jedną prostą zależność: bez pewnej dozy wizjonerstwa, „zawód” domeniarza pozostanie ciekawym, aczkolwiek nie przynoszącym dochodów, zajęciem. Aby wejść w posiadanie prawdziwej „perełki”, trzeba z wyprzedzeniem przewidywać wydarzenia i szybko rejestrować związane z nimi domeny. Gdy media zaczynają o nich informować, najprawdopodobniej wszystkie wartościowe adresy będą już zajęte.
Czas na domenowe Allegro

Mimo dużego ruchu na rynku wtórnym nie doczekaliśmy się w Polsce jeszcze domenowego serwisu aukcyjnego z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście istnieje liczna grupa stron oferujących możliwość licytacji domen internetowych, jednakże nie pojawił się ciągle żaden poważny „gracz”, który poziomem usług dorównywałby Allegro czy eBay’owi. Chodzi tu przede wszystkim o poziom zabezpieczeń oraz rzetelną weryfikację użytkowników, gdyż obecnie często dochodzi do sytuacji, gdy po wygraniu aukcji, potencjalny kupujący „znika”, przestaje odpowiadać na maile itp., co rodzi podejrzenie, iż licytacja prowadzona była np. dla żartu. Dokładna „lustracja” użytkowników takich giełd z pewnością pozytywnie wpłynęłaby na zaufanie do transakcji, których przedmiotem są domeny internetowe, co w efekcie przełożyłoby się na ewentualny wzrost obrotów na rynku wtórnym.
Kupą mości panowie

Systematyczne „krzepnięcie” polskiego rynku domenowego owocuje powolnym tworzeniem się bilateralnego układu, w którym po jednej stronie znajdują się tzw. domeniarze, zajmujący się handlem domenami, natomiast po drugiej registrarzy oraz stojący za nimi NASK. Jak powszechnie wiadomo „w jedności siła” – ta stara prawda sprawdza się również i w tym przypadku. Efektem takiego dwubiegunowego układu, ze organizującym się środowiskiem domainers, jest możliwość tworzenia skutecznego lobby oraz moderowania kształtu rynku, którego są istotną częścią. Nie bez znaczenia jest też wynikający z tego potencjalny wpływ na oferty registrarów i pośredniego oddziaływania na politykę NASK-u dotyczącą popularnych „peelek”. Oczywiście można tu mówić o organizowaniu się w celu lepszej komunikacji na linii klienci – rejestratorzy, gdyż ciężko wyobrazić sobie harmonijną i efektywną współpracę wewnątrz środowiska domeniarzy, którzy stanowią dla siebie naturalną konkurencję, przebiegającą jednak zwykle wedle zasad zdrowej rywalizacji.
Polski rynek domen internetowych osiąga powoli dojrzałość, której wyznacznikiem jest m.in. docenianie potencjału wartościowych adresów np. przez reklamodawców, ale również przez małe i średnie firmy, które dotychczas stroniły od medium, jakim jest Internet. Wygląda na to, że dla osób posiadających bogate i ciekawe portfolio domen internetowych, nadchodzi okres prawdziwych żniw.

--
Grupa Adweb
Planowanie i prowadzenie kampanii promocyjnych w Internecie, kreacja wizerunku, budowanie strategii komunikacyjnej w Sieci oraz tworzenie witryn i serwisów www.

ADWEB.PL

2BE.PL


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Thursday, April 30, 2009

Jak zarabiać na stronie - 8 sposobów

Jak zarabiać na stronie - 8 sposobów
autorem artykułu jest Barbara Nowak
najlepszy obecnie program partnerski tutaj
Nawet jeśli początkowo tworzenie stron traktowałeś tylko jako hobby, prędzej czy później przyjdzie czas na to, aby na nich zarabiać. Jeśli nie masz jeszcze doświadczenia w temacie reklamy w Internecie, poniższe 8 wskazówek powinno podsunąć Ci pomysł na to, jak możesz wykorzystać swoje strony do reklamy.
8 sposobów na zarabianie na stronach
1. opłaty za dodatkowe funkcjonalności - w serwisach, w których jest możliwe zakładanie kont, możesz pobierać opłaty za dodatkowe funkcjonalności;
2. opłaty za wyróżnienia - jeśli baza ogłoszeń w Twoim serwisie szybko się powiększa, zachęć użytkowników do płatnego wyróżniania ich ogłoszeń;
3. Google AdSense - w programie tym mogą uczestniczyć różnorodne strony bez względu na to, czy cieszą się one dużą oglądalnością czy też nie;
4. sieci reklamowe - na współpracę z sieciami reklamowymi mogą liczyć wyłącznie popularne serwisy. W takim przypadku dysponują one całą powierzchnią reklamową danego serwisu;
5. listy mailingowe - jeśli zaoferujesz darmowy dodatek (np. niepublikowany wcześniej artykuł) w zamian za zapisanie się do newslettera, możesz na te maile wysyłać reklamy pod warunkiem, że poinformowałeś o takiej możliwości w momencie zapisywania się;
6. programy partnerskie - w przypadku zapisania się do programu partnerskiego, na stronie promuje się określone produkty, a zarabia się kiedy użytkownik za pośrednictwem linka partnerskiego przejdzie do sklepu i dokona zakupu.
7. artykuły sponsorowane - im bardziej poczytna strona, tym więcej osób zainteresuje wykupienie artykułów sponsorowanych;
8. płatny dostęp - w ten sposób mogą zarabiać w szczególności serwisy specjalistyczne, które oferują płatny dostęp do dodatkowych, niepublikowanych wcześniej materiałów.
Zanim wybierzesz, z którego sposobu zarabiania na stronach skorzystasz, powinieneś zastanowić się nad tym, czy Twoja strona ma wystarczająco dużą oglądalność, aby zamieszczać na niej jakiekolwiek reklamy. Dostosuj ich formę do tematyki strony i przede wszystkim jej grupy docelowej.

--
Reklama w Internecie
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wednesday, April 29, 2009

Pozycjonowanie

Czy pozycjonowanie jest najlepszą strategią na czas kryzysu?
autorem artykułu jest Olek Czech
Pomimo że(odpukać) prawdziwy kryzys szaleje poza granicami naszego kraju, to nie sposób nie zauważyć docierających do nas symptomów pogorszenia sytuacji gospodarczej. Będąc jak najdalszym od siania paniki uważam, że warto pilniej przyjrzeć się wydawanym sumom, zwłaszcza tym przeznaczonym na reklamę i promocje. Sztuka radzenia sobie w trudnej sytuacji polega nie tylko na szukaniu oszczędności, ale także na przeznaczaniu wydatków na te obszary działalności marketingowej firmy, które nawet w trudnej sytuacji mogą przynosić korzyści i dochód, jednym z nich może być pozycjonowanie stron w wyszukiwarkach internetowych.
W trudnych czasach przed menadżerami ds marketingu firmy stawiają większe wymagania, przy mniejszym budżecie, oczekując nowych kreatywnych rozwiązań. Niestety rozwiązania, po które sięga wielu z nich nie są ani nowe, ani kreatywne.
Najczęściej, to na czym znają się najlepiej, to reklama i promocja w środkach masowego przekazu. Nawet jeśli próbują eksperymentować z Internetem, to najczęściej przenoszą do sieci mechanizmy zaczerpnięte z tradycyjnie pojętej reklamy, na przykład banery reklamowe, ewentualnie promocję wykorzystującą e-maile.
Oczywiście nie ma nic złego w promocji w środkach masowego przekazu, ale wydaje się, że te kanały promocji zarezerwowane są dla czasów doskonałej koniunktury i wyśmienitych nastrojów. Dlaczego? Jak sama nazwa wskazuje media masowe skierowane są do dużej liczby odbiorców o zróżnicowanych cechach i potrzebach. Kiedy wszystko idzie dobrze ludzie kupują nie tylko to, czego potrzebują, ale też to co im się podoba. Biorą pod uwagę wiele różnych kryteriów, takich jak nowość, moda. Tu środki masowego przekazu są nieocenione, ponieważ generują potrzeby, z których często nawet nie zdajemy sobie sprawy, a my chętnie im ulegamy, ponieważ stać nas na to.
Sytuacja wygląda zgoła inaczej kiedy powodzi nam się gorzej. Priorytet mają te rzeczy, których najbardziej potrzebujemy. Zanim coś kupimy zastanawiamy się po kilka razy i pilnujemy się przy tym, aby nie wydać ani jednej zbędnej złotówki. W tej sytuacji środki masowego przekazu, takie jak telewizja, czy prasa zawodzą ponieważ są skierowane do wszystkich i oferują wszystko, najczęściej dokładnie to, co nas w tej konkretnej chwili nie interesuje. W sytuacji, w której należy ciąć wydatki marketingowe inwestowanie w tego typu reklamę wydaje się ogromnym ryzykiem.
Najważniejsze pytania więc brzmią: czy istnieje skuteczny sposób, aby dotrzeć tylko do tych osób, które naprawdę chcą kupić to co oferuje firma, ponieważ w tej sytuacji tylko tacy klienci pozwolą przetrwać trudny okres i czy stać mnie na to?
Wydaje się, że tylko pozycjonowanie stron internetowych w wyszukiwarkach daje twierdzące odpowiedzi na oba pytania. Jeśli jest jakaś metoda promocji, która zasługuje na miano „kryzysowej”, to z pewnością jest nią pozycjonowanie stron w wyszukiwarce.
Dla niewtajemniczonych, pozycjonowanie są to czynności, dzięki którym strona internetowa po wpisaniu konkretnych słów kluczowych, określających zawartość serwisu ląduje jak najwyżej w rankingu wyszukiwania wyszukiwarki, najlepiej na pierwszym miejscu.
Co daje wysoka pozycja? Najprościej rzecz ujmując jest ona spełnieniem marzeń każdego właściciela strony internetowej, która ma zarabiać. Dlaczego? To proste, internauci mają to do siebie, że szukając produktów lub usług odwiedzają jedynie pierwszych kilka serwisów wyświetlanych przez wyszukiwarkę najwyżej, W teorii góra trzydzieści, w praktyce pierwsze 10. Te usytuowane najwyżej uważane są przez wyszukiwarki za najbardziej wartościowe, a więc także przez internautów, którzy ufają programom, takim jak Google.
Pierwsza pozycja to 100% pewność, że strona będzie regularnie odwiedzana, ale to nie wszystko. Najlepsze w pozycjonowaniu jest to, że stronę odwiedzają nie „jacyś” internauci. Odwiedzające serwis osoby, to ludzie którzy wpisując w wyszukiwarkę zapytania szukają dokładnie tego, co znajduje się na stronie. Jeśli to znajdą szansa jest większa niż duża, że skorzystają z oferty.
Co do kosztów, to cena zależy od trudności słowa kluczowego(zapytania) pod którym ma być pozycjonowana strona. Trudność zależy od tego, jak wiele stron pozycjonuje się pod tym samym słowem, dlatego warto być pomysłowym przy wyborze zapytań, jakich spodziewamy się, że użyją internauci. Firmy zajmujące się pozycjonowaniem upomną się o swoje pieniądze dopiero w momencie, kiedy serwis znajdzie się czołówce wyników wyszukiwania. Będzie to ten sam moment, w którym firma zacznie odczuwać korzyści płynące z pozycjonowania.
Jakie cechy czynią pozycjonowanie marketingiem „kryzysowym”. Jest to przede wszystkim fakt, że dzięki niemu trafiamy do precyzyjnie wyselekcjonowanej grupy docelowej oraz, to że możemy bardzo dokładne określić koszt i skuteczność takiej kampanii. Są to dokładnie te cechy, których brakuje tradycyjnej reklamie, czy to w radio, telewizji, czy na bilbordach.
Nie bez znaczenia dla borykających się z problemami firm jest fakt, że wysoka pozycja w wyszukiwarce co prawda wymaga ustawicznej pracy, ale serwis internetowy, któremu uda się wdrapać do czołówki wyników ma szansę pozostać tam na długo.


--
http://www.supermarketing.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Inne blogi, które czekają na odkrycie: